czwartek, 22 stycznia 2015

And I'm back home...

Chciałam dodać podsumowanie, tego jak wszystko się potoczyło i jak się skończy, ale do tego jeszcze dojdziemy.

Nie wiem,czy jeszcze pamiętacie o poście, w którym to zastanawiałam sie nad powrotem, a dalszym poszukiwaniem rodziny. W każdym razie podjęłam decyzję... Ale  nie taką jak myślicie.

Wybrałam rematch i znalazłam sympatyczną rodzinę z okolic Bostonu z dwójką dzieci. Chłopiec 8 lat i dziewczynka 5, oboje grają w hokeja na lodzie. Sama marzę o tym żeby moje dzieci potrafiły grać. Cała rodzina, jak to ludzie pochodzący z MA okolic chłodniejszych uwielbiają ten sport. Właśnie tym mnie skusili ( za to akurat żałuje że nie zostałam). Trafiłam do nich 24 grudnia i już 27 ich opuściłam. I know, that was stupid and maybe a little bit immature. Ale co poradzisz jak czujesz się źle.. nothing. So i decided go home, and here's the adventure started... seriously.

W skrócie, 27 kiedy moja hostka była w pracy zadzwoniłam, żeby nie dodawała mnie do ubezpieczania, ponieważ źle się tu czuję i chciałabym wrócić. Przepraszałam ją jak tylko się dało i nie dziwię się że była zła( może nie zła, ale zawiedziona). Zapytała, czy mam już kupiony bilet na samolot, którego nie miała, ale oznajmiłam jej, że nie i  że prawdopodobnie wrócę na Long Island i zatrzymam się  u znajomych, a od nich udam sie na lotnisko.

I tu mnie zaskoczyła, bo zapytała sie czy mogę wyjechać jeszcze tego samego dnia. No i hop, nie było wyboru, szybkie pakowanie i w autobus do NYC. Oczywiście miał dojechać o 20.30 a byłam o 9.30, więc biegiem na Penn station, żeby zdążyć na pociąg, który miałam o 21.37 czy 21.40, a jeszcze trzeba była przejść z 7/8 przecznic. No i wpadłam jak głupia na peron i wsiadłam do złego pociągu... Yeah me. No to pan od biletów, że to zły pociąg i musze się przesiąć do innego, a potem jeszcze tamten zmienić na inny i wgl. A zapomniałam dodać, że nie miałam tel, żeby zadzwonić, bo nigdzie karty sim nie mogłam kupić, więc prosiłam co jakiś czas obcych ludzi... masakra.

Koniec, końców dotarłam do znajomych u których przenocowałam i na drugi dzień, siostra specjalnie pojechała do Poznania, żeby kupić mi bilet, jako że był weekend musiała kupić za gotówkę, bądź kartą kredytową albo debetową ( nie ogarniam tego), aczkolwiek na karcie nie było tyle kasy więc została opcja kupienia osobiście i tym samym zapłacenia więcej. Strasznie to zagmatwane. Przesłała mi bilet na email i mogłam wracać.

Na lotnisko łatwo dostałam się pociągiem (airtrain, całkiem przyjemny) więc problemu nie było i potem tylko czekać na lotnisku. W jednym miałam szczęście bo rączka od walizki złamała mi się dopiero na lotnisku przy odprawie, więc nie było tak strasznie :P Dodam extra, bo niektórych to kręci... tym samym samolotem wracał Igor z zespołu Lemon, łał jej jupi ( na mnie to osobiście szału nie zrobiła, ale innych to jarało jak nie wiem).

Dlaczego wróciłam...?!
Mam wrażenie, że tęsknota, okres świąteczny i impreza sylwestrowa sprawiły, że chciałam wrócić, ale jeszcze jednym powodem było to, że obawiałam się, że znowu nie podołam i nie dogadam się z rodzinką. Chyba taki jakiś uraz mi pozostanie. 

A co dalej... ?!
Na tę chwilę, muszę znaleźć pracy, co bardzo opornie mi idzie, w październiku planuje studia, a po ich ukończeniu, nie poddaję się i spróbuję ponownie wyjechać do USA ( that's my place). A w tym roku mam nadzieję, że odwiedzę jeszcze parę miejsc tj Londyn, Paryż czy Mediolan. Weekendowy wypad z promocjami lotniczymi nie jest zły :D

Co dalej z blogiem...?!
Szału to on nie robi, ale zostanie i stwierdziłam, że będę się starać i umieszczać jakieś posty odnośnie dzieci. W końcu byłam au pair i chcę nią być, bo szczerze brakuje mi moich dwóch małych pociech. Nigdy nie zapomnę 3 letniej, pięknej dziewczynki, która tak uroczo mówi po angielsku i jej 5 letniej siostry, która codziennie witała mnie słowami "dzień dobry" i " kocham cię"


Wszystkim polecam bycie au pair, bo nawet jeśli wrócisz po miesiącu, dwóch czy więcej, to i tak tam byłaś/eś. Poznasz mnóstwo ludzi z całego świata i zdobędziesz świetnych przyjaciół. Odwiedzisz i zobaczysz zakątek USA i poznasz ich cudowną kulturę, którą ja tym samym nienawidzę ( nie oszukując się, są uprzejmi ale to tylko pozory). Nigdy nie będę żałować, że tam wyjechałam, ale ogl lepiej to zrobić w wieku <21 lat.

Dodam jeszcze parę zdjęć jako wspomnienia :D

 Zawszę znajdziesz Polki i z nimi najlepiej się dogadasz :P




 Trochę ulicznej sztuki ;)

 Elen ( grandma)
 Mushi, Afra,
Me, Ellen, Patri, 
 Po spotkaniu au pair, mały wypad do baru
 Safe haven

 Me dream NHL game
 My besties Mushi  i Dynah
 Już na szkoleniu, byłyśmy BFF, a teraz wiecznie gadamy na Skypie

Kocham każdy moment i każde wspomnienie, które mam po tym doświadczeniu.

4 komentarze:

  1. szczerze to jesteś... głupia i trochę to śmieszne bo skoro wiedziałaś jak będziesz tęsknić za rodziną to po co jechałaś lol

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczerze... to myślisz, że miałam pojęcie, że będe tak tęsknić. Nie wyjechałabym gdybym wiedziała, że tak będzie, ale ja nie załuję. Z reszta łatwo powiedzieć, wyjedź tak daleko i zobaczymy jak będziesz się czuć.. good luck sunshine :)

      Usuń
    2. Ty nie udawaj takiej cwaniary, bo wyjechalas i wrocilas z podkulonym ogonem... ja bylam ponad rok, tez strasznie tesknilam, ale jakos wytrzymalam :) widac sie nie nadawalas i tyle :)

      Usuń
  2. Co Cię zdziwiło w słowach hostki żebyś sie wynosiła?

    Komentarz na moim blogu:to Ty tak serio czy próbowałaś byc ironiczna jak ja? Bo jak to drugie to Ci nie wyszło, ale ćwicz, ćwicz:)

    OdpowiedzUsuń